Kynolog o psach użytkowych i dręczeniu psów przez infantylnych animalsów
Psy użytkowe w języku wolontariuszy ekstremistycznych, pełnych ideologii organizacji prozwierzęcych to koszmar. Widzą od razu w tle tresurę, łańcuch, polowanie pełne krwi i instrumentalne wykorzystywanie zwierzęcia. Tymczasem świat jest zbudowany na pewnych zasadach, których zdziecinniałe i pełne infantylnej wrażliwości oczy pseudoekologa, pseudo-animalsa i pseudo przyjaciela zwierząt nie są w stanie pojąć. Ci ostatni coraz częściej zamiast pomagać zwierzętom, krzywdzą je swoją pozorną tylko dobroć i empatię – uważa Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego (PPK jest członkiem międzynarodowej World Kennel Union).
„Kiedy człowiek w neolicie udomowił pierwsze zwierzęta, co miało miejsce ok. 6 tysięcy lat temu, odtąd symbioza ta jest szczególna i wykracza poza relację ze światem zwierzęcym postrzeganym jako pożywienie, skóry, futra. Pies jest tego najlepszym przykładem. Jego funkcje od pradziejów są znane ludzkości, która otaczała psa szacunkiem, ale też korzystała z jego naturalnych umiejętności. Stąd do dzisiaj mamy psy myśliwskie, które pomagają w tropieniu czy nagonce. Mamy przecież aportery, dzikarze, gończe, norowce, płochacze, posokowce, tropowce czy wyżły. Myśliwi często rozróżniają psy myśliwskie na wystawiające i niewystawiające. To bardzo różne rasy, np. golden retriever, ogar polski, jamnik krótkowłosy, cocker spaniel, foksterier szorstkowłosy czy wyżeł niemiecki krótkowłosy”
– wylicza jeden z liderów polskich kynologów.
Poprzez pojęcie psów użytkowych rozumie się najczęściej psy myśliwskie, policyjne, wojskowe, obronne i terapeutyczne.
„Kiedy ludzie ogarnięci tzw. psią miłością, którzy poza psami nie widzą życia, kupują te rasy, miniaturyzują lub sztucznie powiększają, ubierają je w ubranka, trzymają w blokowiskach, zagłaskują, dokarmiają słodyczami, a nawet zabierają regularnie do fryzjerów, zwyczajnie je krzywdzą, dręczą i to powinno być napiętnowane. Jest jednak odwrotnie, to ci ludzie najczęściej hejtują hodowców, nie mówiąc już o zawodach czy pasjach, sportach wykorzystujących psy użytkowe do pracy czy pomocy takiej jak np. ciągnięcie sań po śniegu”
– dodaje Kłosiński.
Jednym z aspektów użytkowych psów jest terapia z udziałem psa, zwana inaczej dogoterapią czy kynoterapią (metoda wzmacniająca efektywność rehabilitacji, w której motywatorem jest odpowiednio wyselekcjonowany i wyszkolony pies, prowadzony przez wykwalifikowanego terapeutę).
„Warto przypomnieć, że psy są doskonałymi pracownikami w terapiach dzieci autystycznych. Dogoterapia wymaga od psa pracy. Co ciekawe, tu akurat nie ma jakiejś jednej czy kilku wybranych ras psów i w grę wchodzą również psy nierasowe. Psa należy sprawdzić pod kątem wykorzystania do celów terapeutycznych. Nie każdy z nich będzie się do tego nadawał. Ale szkolenia psów, tresura, ma też wiele innych odcieni. Psy tropią narkotyki, a to efekt intensywnej i trudnej tresury czy mówiąc inaczej szkolenia. Tresura… zresztą to słowo, które mrozi fanatyków prozwierzecych i jest jednym z argumentów za zamknięciem cyrków, podczas, gdy tresura jest podstawowym elementem każdego szkolenia i postępowania z psami na całym świecie, wszędzie i od zawsze. Inna sprawa, że przez analfabetyzm miłośników zwierząt ludzie wyobrażają sobie, że tresura to bicie. To co stymuluje psa czy inne zwierzę najbardziej, to nagroda, przekąska, a nie bicz”
– mówi prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
„Psy pracują w policji i innych służbach. W czasie wojny wilczury szkolone były do przenoszenia także szkolonych gołębi pomiędzy okopami. Co ciekawe, do przechwytywania tych gołębi wojsko szkoliło z kolei sokoły. Tak świat zwierząt obecny był w naszym życiu i śmierci od zawsze. Dzisiaj psy służą także do pilnowania domostw, odganiania lisów na wsi, a także, by być pociechą dla dzieci, przynieść patyk, zamerdać ogonem, gdy wracamy z pracy. To wszystko sprawia, że pies ma w naszym otoczeniu honorowe miejsce, ale problem zaczyna się tam, gdzie zaczynamy go traktować jak człowieka albo nadczłowieka. To nie służy ani ludziom, ani psom”
– puentuje wieloletni hodowca i kynolog, Piotr Kłosiński.
Infantylizm prozwierzęcy to jedno z zagadnień niedojrzałości osobowości, które to zaburzenie określa się mianem Syndromu Bambiego, a ten dotyka coraz większej grupy tzw. miłośników psów i wszelkich zwierząt, czemu zazwyczaj towarzyszy niechęć lub nawet nienawiść do ludzi (zwłaszcza mięsożerców, hodowców czy rolników).
Anna Skapińska
Za bialostockiwieczor.pl
fot. collage RM/Pixabay.com i Policja