Chełmska Straż Ochrony Zwierząt straszy właściciela psa i domaga się pieniędzy!
Walczymy o prawa zwierząt, ale też prawa ich właścicieli, bo powtarzają się sytuacje, kiedy starania o dobro czworonogów to tylko pozory. (…) Bezkarność ośmiela pseudo obrońców zwierząt – słyszymy w najnowszym programie „Alarmie” TVP.
„1 marca pokazaliśmy państwu reportaż o losach demona, którego Chełmska Straż Ochrony Zwierząt odebrała właścicielowi. W trakcie prowokacji dziennikarskiej TVP doszło w asyście policji do odzyskania psa „Demona” od animalsów. Andrzej Misztal, właściciel psa, w końcu odzyskał ukochane zwierzę, zabrane mu przez tzw. obrońców zwierząt”
– słyszymy w „Alarmie”.
O sprawie w marcu tego roku tak pisało TVP na swojej stronie:
„Czworonożny funkcjonariusz policji, psi emeryt „Demon”, został odebrany właścicielowi przez aktywistów Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt. I to wbrew opinii weterynarza. Działacze pojawili się na podwórku i… po psie została tylko smycz. Batalia Andrzeja Misztala, starszego, samotnego mężczyzny o odzyskanie pupila trwa już kilkanaście miesięcy.”
Dzięki prowokacji dziennikarskiej właściciel odzyskał psa.
To co wydarzyło się już po tym, to kuriozum. Właściciel pasa otrzymał wezwanie z kancelarii adwokackiej z żądaniem zapłaty na kwotę prawie 11 tys. zł za 15 miesięcy przetrzymywania „Demona”
„Dla mnie jest to kwota duża. Jestem oburzony i przerażony”
– mówił posiadacz psa.
„Do zapłaty wezwała Misztala prawniczka Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt. Przejrzeliśmy rachunki, które wzbudziły nasze wątpliwości”
– informują dziennikarze „Alarmu”.
Sposób działania animalsów wzbudził też wątpliwości prawników.
„W tej konkretnej sprawie, występowanie do właściciela o zwrot kosztów utrzymania zwierzęcia jest zastanawiające. Owszem, jeśli odbierają (animalsi – dop. Redakcji) zwierzę słusznie od właściciela, wtedy w samej decyzji administracyjnej obowiązek zwrotu kosztów utrzymania zwierzęcia jest orzekany. Ale w sytuacji, kiedy do tego zatrzymania dochodzi niesłusznie, wtedy muszą zdawać sobie sprawę z ryzyka, że takie koszty musza obciążać ich”
– powiedziała w programie „Alarm” Aleksandra Walkiewicz, adwokat.
Wezwanie do zapłaty przysłane przez prawniczkę animalsów, zawierało jeszcze jedno stwierdzenie:
„Bezskuteczny upływ zakreślonego terminu może spowodować skierowanie sprawy na drogę postępowania sądowego, którego koszty dodatkowo obciążą Pana”
Prawniczka animalsów nie chciała rozmawiać z mediami i nie wyraziła zgody na rozpowszechniania swojego wizerunku oraz jej nagrywanie.
„Jeżeli chodzi o psa to pies był traktowany przyzwoicie co potwierdza jego spokój i zrównoważenie, a poza tym stopień odtłuszczenia świadczy o tym, że nie był zagładzany”
– mówił w programie „Alarm” Mirosław Szewczak, weterynarz.
Andrzej Misztal oczekuje na zakończenie sprawy w prokuraturze, gdzie prowadzi ją obecnie nowy prokurator. Sprawa jest analizowana ponownie m.in. dzięki ustaleniom TVP Alarm, które podważyły zarzuty animalsów o znęcaniu się nad psem.
Jak widać „Alarm” nie odpuścił Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt i monituje skandaliczne zachowania animalsów. Program nie odpuszcza też innej, nie mniej kontrowersyjnej organizacji – Straży dla Zwierząt z Warszawy. „Alarm” przypomniał jak samozwańczy komendant Straży Mateusz Janda odebrał rolnikom kilkadziesiąt sztuk bydła i koni. Jak się okazało, bezprawnie. Część zwierząt u Jandy rzekomo padła… Od rolnika Straż Jandy domagała się później za interwencję i opiekę nad jego zwierzętami 350 tys. złotych…
Janda nie potrafił także odpowiedzieć na proste pytania TVP, np. takie, dlaczego Straż prowadzi zbiórkę pieniędzy na… nieistniejący ośrodek w Stawiszynie. Kontrowersji wokół animalsów jest więc co niemiara.
„Skargi wpływające do ministerstwa (na animalsów – dop. Red.) jest ich kilkadziesiąt w tej chwili, z najnowszych skarg. Wpływają z tego co wiem także do Rzecznika Praw Obywatelskich. Dotyczą one w dużej mierze zwierząt gospodarskich, aczkolwiek również zwierząt towarzyszących”
– mówił w „Alarmie” Albert Kurkowski, pełnomocnik Ministra rolnictwa i Rozwoju Wsi ds. ochrony zwierząt.
„Od lat głośno mówimy, że animalsi czasami zamiast ratować zwierzęta, to je kradną. Jeszcze częściej, mają może dobre intencje, ale zero elementarnej wiedzy weterynaryjnej. Przebrani w mundurki czują moc i przeprowadzają skandaliczne interwencje. Czasami jest to głupota, a czasami zwykły biznes na krzywdzie ludzkiej”
– puentuje Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.