Historia hodowcy: „Mój świat i moich skarbów runął, roztrzaskał się na milion kawałków”
Przedstawiamy mrożącą krew w żyłach historię hodowcy z ZKwP, pani Katarzyny Szostak. Nadmieniamy jednak, że jest to opinia jednej ze stron sprawy. Czy tym razem po raz kolejny ktoś skrzywdził hodowcę? PPK, które jest wydawcą napsitemat.com.pl działa pod hasłem „Kynologia ponad podziałami”, dlatego sprawy hodowców z ZKwP są także sprawami nasz wszystkim. Ponad podziałami! (na zdjęciu głównym jeden z psów pani Katarzyny)
NPT: Jak doszło do najścia w Pani hodowli? Co się stało?
Katarzyna Szostak: Jest to hodowla psów rasowych Daisys Heart FCI Związku Kynologicznego w Polsce oddział Warszawa zarejestrowana w 2015 roku. Od dnia 13.12.22 roku wynajmowałam piętro domku jednorodzinnego (…) pod Oławą u lekarza weterynarii (…) Pani wydawała się miła, nie konfliktowa, rzadko bywała w domu. Wydawały się to być idealne warunki dla mnie i moich zwierząt, czyli malutkiej hodowli FCI rasy Yorkshire Terier (3 suczki, 1 piesek), 2 kotków dachowców oraz króliczka. Za najem zapłaciłam z góry za dwa miesiące czyli do dn. 12.02. br. Z nieznanych mi powodów Pani z końcem stycznia zaczęła się dziwnie zachowywać. W dniu 21.01. br. przyjechała do domu wieczorem i nagle wraz ze swoim partnerem zaczęła pakować moje rzeczy do worków na śmieci, następnie wystawiła pod dom rzeczy, zwierzęta, a jej partner ciągnął mnie po schodach za włosy i wyłamywał ręce, zabrał mi telefon. Mimo dużego mrozu uciekłam w skarpetkach i swetrze żeby wezwać policję. Podczas interwencji Pani oświadczyła funkcjonariuszom, że mogę zostać do dnia, do kiedy mam zapłacone za wynajem tj. do 12.02.br. Kolejny podobny incydent miał miejsce w dn. 30.01. Do tego dnia Pani przyjeżdżała do domu tylko kilka razy na chwilę, uniemożliwiając korzystanie mi z mediów poprzez wyłączenie pieca gazowego, zakręcenia wody. W poniedziałek 30.01. przyjechała do domu ok. godz. 7 rano wraz z partnerem, który od razu wyrwał mi telefon, uniemożliwiając wezwania pomocy. Uciekłam tym razem w klapkach i swetrze, prosząc sąsiadów, żeby zadzwonili na numer alarmowy.
Co działo się dalej?
Gdy policja dotarła na miejsce (…) ani jej ani jej partnera już nie było. Cześć moich rzeczy oraz zwierzęta, cztery psy i króliczek znajdowały się przed domem, natomiast dwa koty i reszta rzeczy nadal znajdowały się w domu. Policja z racji tego że nie mogłam okazać umowy najmu gdyż wcześniej z kuchni zabrała ją (właścicielka – dop. Redakcji) a poleciła mi żebym próbowała skontaktować się z właścicielką w sprawie odbioru kotów i reszty rzeczy, jeśli nie przyniesie to rezultatu dopiero pomogą. Wybiłam w drzwiach wejściowych malutka szybkę , otworzyłam drzwi od środka i żeby nam było ciepło siedzieliśmy tam ze zwierzętami, a między czasie próbowałam nawiązać kontakt z (właścicielką – dop. Redakcji) dzwoniąc i pisząc smsy. Niestety bezskutecznie. Spędziliśmy w ganku resztę dnia i noc. W nocy zmuszona byłam bezradnie słuchać przeraźliwego miauczenia moich kociaków z głodu, gdyż zapewne zjadły już wszystko co miały w miseczkach. Następnego dnia ok godz. 15 pojechałam rowerem na swoją działkę ROD (…) żeby przygotować psom jedzenie (na co dzień im gotuje albo ewentualnie daje namoczoną karmę) oraz sama napić się czegoś ciepłego. Gdy wróciłam po kilku godzinach moje rzeczy znajdowały się przed bramą wjazdową a zwierząt nie było. Szybko zadzwoniłam na 112, gdzie polecili mi zadzwonić na Komendę Policji w Oławie. Tutaj otrzymałam informację że moje 4 psy , 1 kot i króliczek pojechały do Przytuliska Gminy Oława prowadzonego przez lekarzy weterynarii (nazwa znana Redakcji), u których robiłam praktyki na kierunku Technik weterynarii w 2018 roku a potem przez 2 lata pomagałam jako technik w ramach wolontariatu. Od 2018 roku także lekarz weterynarii (nazwisko znane Redakcji) prowadził moją hodowlę ZKwP. Zostałam też poinformowana, o tym że Moje Zwierzęta pozostawione były na ulicy bez opieki poinformowała policję przechodząca przypadkowo pani. Upewniwszy się co do ilości zwierząt które znalazły się na ulicy okazało się że (właścicielka – dop. Redakcji) wystawiła pod swój dom wszystkie moje zwierzęta za wyjątkiem 8 miesięcznego kocurka Simby. Z tego powodu postanowiłam nie ruszać się z miejsca dopóki nie odzyskam najmłodszego ze swoich skarbów całego i zdrowego. Spędziłam w ganku jeszcze jedną noc nie śpiąc że strachu i przerażenia bo z zza zamkniętych drzwi kilka razy udało mi się usłyszeć jego cichusieńkie miauknięcie. Drugiego dnia we wt. 31.01. Simba sam wyszedł z tego domu (prawdopodobnie przez niezamknięte okno), głośno miaucząc z radości ze mnie widzi. Przez kilkanaście minut pił i jadł. Widać było jak bardzo jest przerażony przez to co musiał przejść. Zadzwoniłam do lekarza weterynarii (nazwisko znane Redakcji) prowadzącego Przytulisko w Oławie w sprawie moich zwierząt. Otrzymałam informację, że skoro zostały przywiezione do nich interwencyjnie muszę je odebrać przez Gminę. Skontaktowałam się z gminą, gdzie dowiedziałam się, że wpłynęły karty informacyjne z wizyt lekarskich w Przychodni Aksvet w Oławie i zostałam poproszona o ponowny kontakt po weekendzie. Wtedy natomiast zostało mi przekazane, że zwierzęta są pod opieką fundacji (nazwa znana Redakcji) z Oławy (bez zachowania odpowiedniego okresu kwarantanny ) zostały przewiezione do domów tymczasowych, a wobec mnie prowadzone będzie postępowania administracyjne za łamanie przeze mnie zapisów Ustawy o Ochronie Zwierząt.
Jakie argumenty mieli animalsi?
Takie, że porzuciłam zwierzęta, naraziłam na warunki atmosferyczne, że niebyły uczesane ( jestem zawodowym groomerem, ale w zimnym ganku nie miałam możliwości profesjonalnie je uczesać, a kąpane były półtora tygodnia wcześniej gdyż miałam przez Właścicielkę wyłączony pięć gazowy czyli ciepłą wodę) -że miały zatkane gruczoły i kamień nazębny Są to pieski już nie najmłodsze i jedna ma planowany zabieg operacyjny , dlatego mieliśmy zaplanowaną wcześniej konsultację kardiologiczną i badania krwi. I dopiero zabiegi w tym czyszczenie zębów. Jeśli chodzi natomiast o gruczoły to jestem z zawodu technikiem weterynarii i zawodowym groomerem, sama odtykam gruczoły odbytowe swoim klientom, natomiast naprawdę nie zauważyłam żadnych objawów aby moje psy miały je zatkane. Jedynie jednej suni przykleiła się kupka do włosków, a z racji braku warunków, żeby ją umyć mogła wykazywać objawy odparzenia okolic odbytu.
A co prawem? Co teraz Pani zrobi?
Postępowanie administracyjne trwało prawie trzy miesiące. Podczas tego czasu cały swój czas przeznaczałem na przesyłanie przeróżnych dokumentów do urzędu gminy mających pomoc wyjaśnić tą sytuację, która dla mnie była tylko zwykłym nieporozumieniem, a stała się prawdziwym koszmarem. Pomimo rozmów z Wójtem Gminy Oława Arturem Piotrowskim i jego zapewnieniom o chęci zaangażowania swojego Adwokata do pomocy w odebraniu moich zwierząt od fundacji (nazwa znana Redakcji), która wręcz słynie z tego że stwarza problemy również licznie w gminie Oława oraz tego że odebranie zwierząt które tam trafią granicy prawie z cudem otrzymałam decyzję administracyjną potwierdzającą najgorsze tymczasowe odebranie zwierząt. Miałam tylko 3 dni na odwołanie. Jednak adwokat która zadeklarowała się pomoc w tej sprawie nie wywiązała się z terminu. Podczas konsultacji prawnej dowiedziałam się, że w tej sytuacji możliwa jest tylko droga skierowania sprawy do sądu powszechnego. Jednak z pomocą przyszły mi stowarzyszenia zajmujące się pomocą takim osobom jak ja hodowcy czy właściciele zwierząt porwanych przez patoanimalsów. I w tej chwili jest przygotowywany wniosek o przywrócenie terminu od decyzji administracyjnej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dowiedziałam się także że drastycznie zostały złamane moje prawa. Nie został dochowany czas kwarantanny, moimi zwierzętami nie powinny zajmować się osoby prywatne prowadzące fundację dla zwierząt a jedynie jednostki państwowe czyli schroniska lub w przypadku innych zwierząt ogrody zoologiczne. Jako prawny opiekun, właściciel swoich zwierząt mam prawo mieć informacje o swoich zwierzętach , o ich samopoczuciu/stanie zdrowia/ leczeniu. Mamy również prawo widywać zwierzęta , decydować o ich leczeniu, mieć wgląd do dokumentacji medycznej. Powinny być też sprawdzane warunki w jakich przebywają moje zwierzęta. Tymczasem fundacja (nazwa znana Redakcji) od początku lutego nie udzieliła mi kompletnie żadnej informacji dotyczącej moich skarbów dlatego zdecydowałam się na krok złożenia zawiadomienia do prokuratury o drastycznym łamaniu moich praw oraz podejrzeniu zaniedbywania/ sprawowania niewłaściwej opieki nad moimi zwierzętami oraz o bezprawną kradzież zwierząt. Zrobię wszystko co tylko będę mogła żeby ta powszechnie znana z podobnych ,,występków ,,fundacja nie pozostała bezkarna. Zwłaszcza że mam informację że jest na liście nieuczciwych fundacji a przeciwko niej jest przygotowywany pozew zbiorowy. Fundacja (nazwa znana Redakcji) a po zakończeniu postępowania administracyjnego złożyła mi pozew o znęcaniu nad zwierzętami. Policja prowadzi obecnie czynności wyjaśniające. Jednak fakt że nie zrobiła tego od razu na początku lutego gdy pod jej opiekę trafiły moje zwierzęta świadczy o tym że się wahała i przemawia na jej niekorzyść. Mam nadzieję że już niebawem otrzymam pierwszy raz od początku lutego jakiekolwiek informację na temat swoich zwierząt. Dowiem się w jakim są stanie emocjonalnym, jaki jest ich obecnie stan zdrowia. Czy miały przeprowadzone zaplanowane wcześniej badania i konsultacje specjalistyczne o których fundacja (nazwa znana Redakcji) była przeze mnie poinformowana. Dostanę wgląd do ewentualnie wykonanych badań i leczenia oraz pierwszy raz od ponad pół roku zobaczę swoje ukochane zwierzęta. Przeciwko właścicielce wynajętego przeze mnie mieszkania/ części domu lekarzowi weterynarii, hodowcy rasy Australia kelpie (właścicielce 0 dop. Redakcji) toczy się w prokuraturze postępowanie z artykułu ustawy o ochronie zwierząt , z racji tego że wystawiając bezprawnie moje zwierzęta na ulicę naraziła je bezpośrednio na warunki atmosferyczne (niska temperaturę) , możliwość kradzieży, a koty przetrzymywała w nieogrzewanym domu bez jedzenia wody i kuwety (7 – letnią kotkę przez 2 doby, 8 miesięcznego kocurka przez jedną dobę.) Do dziś nie wiem jakie zamiary miała co do mojego kocurka Simby i co by było gdybym uparcie nie pozostała na miejscu do chwili gdy go odzyskałam. Zamierzam też złożyć akt oskarżenia o przywłaszczenie rzeczy osobistych których do dziś nie odzyskałam oraz sprawę o nietykalność cielesną oraz drastyczne złamanie warunków najmu umowy najmu. Mam nadzieję że poniesie konsekwencje swojego zachowania zwłaszcza że jako lekarz weterynarii przynajmniej teoretycznie powinna mieć świadomość odpowiedzialności karnej jaka ją czeka za popełnione czyny.
Zapytam na koniec o coś prywatnego, intymnego. Co teraz po tym wszystkim Pani czuje? Jak nazywałaby Pani te uczucia?
Od kiedy to się stało czuję jakby mój świat i moich skarbów runął, roztrzaskał się na milion kawałków. Czuję że to jest największą tragedia jaka spotkała mnie w życiu. I tylko myśl że jak będę ciągle robiła ile tylko mogę i co tylko mogę nie pozwala mi się poddać i daje ciągle silę do działania. Chciałabym też zrobić coś dla innych szczególnie innych hodowców ZKwP, żeby mniej osób, a najlepiej wcale nie musiało nigdy przechodzić tego, co ja teraz przechodzę.
(wywiad przeprowadzony drogą elektroniczną – pisownia oryginalna)
Rozmawiał Robert Wyrostkiewicz