ZKwP: złość, krótkowzroczność, wzgarda i pieczątki
Doznałam niedawno oświecenia, a właściwie – jak to zwykle bywa w przypadku takich przełomowych życiowo momentów – rzeczywistość przywaliła mi rzeczonym oświeceniem prosto w łeb. Poznałam mianowicie niezawodny sposób, który pozwala oddzielić ziarno od plew, czyli z żyjącego na świecie oceanu ludności wyłowić te osobniki, z którymi porządny człowiek nie powinien mieć nic wspólnego.
Metoda jest zaskakująco prosta, a przy tym tak zero-jedynkowa, jak tylko można by sobie zamarzyć w dzisiejszym czarno-białym świecie. Wystarczy sprawdzić, jaką pieczątkę pies danego osobnika ma wbitą w rodowodzie. Dokument pochodzący od jedynej słusznej organizacji, a więc rzecz jasna ZKwP (FCI), uprawnia do podania sobie rąk, serdecznego potrząśnięcia dłoni, wymiany porozumiewawczych uśmiechów. W każdym innym wypadku prawdziwy zwierzolub powinien drugą stronę zmieszać z błotem, wyzywając od pseuduchów i rozmnażaczy. Następnie należy pogratulować sobie dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku. Bo przecież nie ma to, jak być prawnym, wspaniałomyślnym człowiekiem. Proste, prawda?
Czytaj także: Patologiczne hodowle w ZKwP – FCI. Czy to możliwe?
Ostatnimi czasy obserwuję z Internecie narastającą z dnia na dzień falę bezzasadnej nienawiści wobec każdego kto ośmiela się mieć psa z hodowli działającej w ramach innej organizacji niż FCI. Na Facebooku pierwszy komentarz pod zdjęciem psa dotyczy zawsze pochodzenia zwierzęcia. Okazuje się, że na niektórych grupach wymaga się od członków posiadania ważnej legitymacji ZKwP. Nawet wtedy, gdy pies to dla aspirującego członka wciąż daleka perspektywa i strefa raczej marzeń niż rzeczywistości, a ów pełen dobrej woli i żądzy wiedzy człowiek dobija się do grona specjalistów, próbując zdobyć konieczne do świadomego zakupu czworonoga informacje. Wcale niemałe grono osób wyraża podziw i uznanie dla weterynarza, który odmówił zaczipowania miotu pochodzącego spoza ZKwP, zupełnie tak, jakby te zwierzęta przez taką, a nie inną pieczątkę w metrykach nie zasługiwały na szansę powrotu do domu, gdyby przydarzyło się coś złego. Na odpowiedzialnego hodowcę zrzeszonego w ASCA – stowarzyszenia będącego fundatorem rasy! – wylewa się wirtualne pomyje, bo oświeceni kynologowie nigdy nie słyszeli o takiej organizacji, więc siłą rzeczy chodzi o kolejną rozmnażalnię.
Czytaj także: Związek Kynologiczny w Polsce powinien już powoli wyjść z epoki PRL. Czas najwyższy!
Obserwując z boku cały ten cyrk, jednocześnie zastanawiam się, czy taka chora segregacja ma zastosowanie jedynie w przestrzeni wirtualnej, czy może obowiązujące także w realu. Jeżeli to drugie, to czy aby móc poczuć się dobrym człowiekiem przy spotkaniu kogoś z psem spoza FCI wystarczy pogardliwie splunąć mu pod nogi, czy może należy zdzielić go w twarz? Niestety, na to pytanie grupy oświeconych kynologów nie znalazły jeszcze jednoznacznej odpowiedzi.
Czy to znaczy, że uważam, iż rozmnażanie psów w Organizacji imienia Burka i Kocurka jest w porządku? Czy sądzę, że każdy rodowód, bez względu na pieczątkę, ma dokładnie taką samą wartość? Nie. Jestem natomiast przekonana, że traktowanie innych ludzi zwyczajnie, po ludzku nie tylko jest wartością samą w sobie, ale też bardziej opłaca się w dłuższej perspektywie. Wylewające się z wypowiedzi niektórych członków ZKwP złość i wzgarda z pewnością nie mają nic wspólnego z reklamowaniem rasowych psów, przychodzących na świat w hodowlach zrzeszonych w ZKwP. Nie przeczę, obsmarowaniem kogoś w sieci można skutecznie poprawić sobie humor, jednak gratulowanie sobie po tym twardego oporu wobec najeźdźców i obrony jedynej słusznej kynologii jest działaniem tyleż śmiesznym, co krótkowzrocznym. Nikt jeszcze nie zdobył zwolenników dla swojej sprawy antagonizując wszystkich wokoło.
Ze względu na legendarną już nowelizację “Ustawy o ochronie zwierząt” kwestia rasowości psów jest w Polsce mocno niejasna. Naprawdę, osobie z zewnątrz, która dopiero szuka tej właściwej hodowli, aby nabyć swojego pierwszego psa ogromnie trudno jest zorientować się w całym tym zamieszaniu, szczególnie wziąwszy pod uwagę gigantyczną chęć dzielenia się wiedzą ze strony specjalistów. Nic więc dziwnego, że zdarza się, iż ktoś świeży w temacie przywiezie do domu szczeniaczka z hodowli spoza ZKwP. To jednak nikomu nie daje prawa do mieszania takiej osoby z błotem. Zwłaszcza, jeżeli celem jest promowanie odpowiedzialnego chowu zwierząt i rzetelnej wiedzy kynologicznej. Tak się bowiem składa, że nie mają one z chamstwem nic wspólnego.
Znasz się? Wiesz? Porozmawiaj, wytłumacz, pomóż. Nie zawsze najlepszą obroną jest atak. Masz do czynienia z hodowcą z zrzeszonym w innym stowarzyszeniu? Psom nie dzieje się krzywda? Ich dobrostan nie jest zagrożony? W takim razie, wyobraź sobie, że wobec niego także możesz zachować się kulturalnie. To nie boli, a może zwrócić się w przyszłości. Jesteś przecież repretenztantem ZKwP – organizacji, do której należszysz. Swoją postawą próbujesz pokazać ją z jak najlepszej strony. Szkoda tylko, że ta organizacja czasem bardziej niż stowarzyszenie kynologiczne przypomina zrzeszenie agresorów.
Źródło: https://piesdokwadratu.pl/2016/06/zkwp-zlosc-krotkowzrocznosc-wzgarda-i-pieczatki/
fot. Pixabay.com